czwartek, 25 października 2012

Sen o szczurze

Ten sen wydaje mi się o tyle ważny że go opiszę. Zwykle takie wyraźne i nietypowe sny poprzedzają jakieś przemiany, ważne wydarzenia.  Hodowałam chomika, tzn ten chomik był moim synem , siedział sobie w akwarium jak to chomik, był biało beżowy, to było moje kochane dziecko i w tym akwarium pojawił sie mały szczur niemowlak. On też miał być moim dzieckiem, nie wiedziałam skąd się wziął ale najwyraźniej był moim dzieckiem i czułam się w obowiązku zaakceptować go i wychowywać go z miłością. Czułam odrazę do tego małego szczura, mój synek chomik był taki sympatyczny czyścił futerko i jadł ślicznie, ciągle myślałam skąd wziął się ten mały szczur czy zza szafy czy w ogóle znikąd. Szczur rósł o wiele  szybciej niż chomik był młodszy a szybko stał się większy, ciągle chciałam go traktować i kochać jak własne dziecko. Miał połyskliwe czarną szczecinę i wielkie uszy, większe niz normalny szczur. Był wielkości świnki morskiej i był czysty. Zaczął dominować w akwarium.Też dużo jadł.  Bałam się że coś zrobi chomikowi i czułam do niego odrazę. W końcu uderzył chomika w skroń z całą siłą, mój synek stracił przytomność i miał zakrwawione miejsce uderzenia ale przeżył. To spowodowało że wreszcie bez wyrzutów sumienia wygoniłam szczura z domu, powiedziałam mu że może wrócić dopiero wtedy kiedy stanie się lepszą istotą.
Przeszło mi prze myśl że ja jestem takim szczurem dla mojej mamy.
Ale chyba nie o to chodzi.
Jakiś tydzień temu poczułam pożądanie do koleżanki z pracy i tu chyba tkwi problem. Koleżanka wydaje się być ok ale ja nie chcę wikłać się z nią  w żadne seksualne historie. Zaczęłam ją lubić jako koleżankę i niestety pojawił się ten cholerny impuls seksualny który wszystko popsuł. Nie obwiniam jej o nic, ona jest ok, tylko że żeby przestać myśleć o niej w ten sposób muszę ją chyba zohydzić sobie, innego wyjścia nie ma. Ten sen był chyba jakąś wskazówką, żeby nie rozpoczynać historii bez dobrego zakończenia. Ten szczur to symbol chorych uczuć nie koleżanki.

sobota, 30 kwietnia 2011

Podróż kosmiczna

Byliśmy gdzieś w kosmosie bardzo daleko od ziemi, ja i chyba Gośka, albo Michał, ale ta druga osoba była niewyraźna. Nie wiedzielismy jak wrócić na ziemie i okazało sie że mamy do dyspozycji kapsułe dwuosbową małą ciasną, ale ta kapsuła to był prototyp jeszcze niewypróbowany, jednak to byłą jedyna szansa żeby wrócić na ziemię. Trzeba było ustawić współrzędne gdzie mamy wylądować na ziemi, jak na google maps. Ustawiliśmy dokładnie tam skąd wyruszyliśmy w kosmos, na chodniku na ulicy barlickiego niedaleko pałacyku. To miała też być podróż w czasie z cofnieciem się do pory kiedy odlatywaliśmy z ziemi. Wsiedliśmy do tej kapsuły miedzygwiezdnej i uruchomilismy ją. Dostaliśmy ostrzeżenie że lądowanie może być niebezpieczne że możemy uderzyć w ziemię pod kątem z dużą prędkością, ale mielismy lądowac tyłem, więc fotele amortyzowałyby uderzenie, no i właśnie ta podróż odbywała się do tyłu, takie cofanie w czasie i w przestrzeni. Kapsuła była cała oszklona, siedzieliśmu w wygodnych fotelach, przed nami była deska rozdzielcza, jak w samochodzie, podróż trwała, ale widok za szybą prawie sie nie zmieniał, pamiętam słonce za cienkimi chmurami, wyglądało jak ksieżyc, powoli wędrowało po niebie, raz zmieniło się na pomarańczowe jak przy zachodzie, później też na wschodzie pojawił się księzyc, a później jakieś drugie słonce małe widoczne w części jak ksiezyc. Podróż trwała długo prawie nic się nie zmienało w kabinie było cicho i bezpiecznie, potem odwróciłąm się do tyłu żby zobaczyć czy tam się coś zmienia i zobaczyłam kominy wistomu i wiadukt przy Ujezdzkiej i okazało sie że już jesteśmy na miejscu że zaraz będziemy ladować. Bałam sie że kapsułą wyladuje niedokłądnie gdzieś w polu i że uderzymy w ziemię i się poobijamy, ale kapsułą wulądowała dokłądnie tam gdzie były ustawione współrzedne na chodniku, podeszła do ladowania bardzo łągodnie. Byłam zdziwiona i ucieszona że tak gładko wszystko poszło. Było chyba rano nikogo nie było na ulicy, tak że nikt nie zauważył naszego lądowania, w ogóle ta pdróż miała być tajemnicą.
 Potem okazało się że napadało śniegu i krajobraz stał się zimowy, na gałęziach było dużo śniegu a ja poleciałam z aparatem żeby narobić zimowych fotek, ale jak zwykle w moich snach nie mogłam zrobić tych fotek, bo albo coś mi właziło w kadr albo zaczął padać deszcz, albo coś nie działało w aparacie, w końcu śnieg stopniał i n ie zrobiłam tych zimowych fotek. Potem już się chyba obudziłam.

sobota, 9 kwietnia 2011

Spacer po Wistomie








W pierwszą słoneczna kwietniową niedzielę wybrałam się na przejażdżkę rowerową i znalazłam się na terenie dawnego zakładu "Chemitex Wistom". Cóż zostały tam prawie same ruiny i połacie gruzów, gdzieniegdzie jakaś mała firma,a tak to tylko wiatr hula i kraczą gawrony. Wrażenia przygnębiające i raczej tam już nie pojadę.